KIM BYŁEM ?   -   KIM JESTEM ?   -   GDZIE ZMIERZAM ?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

"Będą patrzeć - ale nie będą widzieć."

10.03.2011

>Strona główna>Artykuły

 

Na naszych oczach dzieje i dokonuje się historia, a my jej nie widzimy - nie chcemy jej zobaczyć.

Na długie miesiące przed pierwszym trzęsieniem ziemi w Christchurch (czyt. "krajstczercz" - Kościół Chrystusa), prof. dr inż. Jan Pająk zapowiedział jego wystąpienie (a ściślej nie konkretnego kataklizmu - a upadku moralnego mieszkańców Christchurch, który doprowadzi do jakiegoś kataklizmu).

Kiedy 4 września 2010 roku takie ostrzegające trzęsienie miało miejsce - NIE wystarczyło to ludziom, aby pomału zaczęli otwierać oczy - kpiono w żywe oczy, że żaden tam "nawiedzony profesor od ufo" nie ma prawa niczego przewidzieć "bo oni w to nie wierzą, nie ma dowodów, bo nie przewidział co do dnia, to co to za przewidzenie".

W międzyczasie (po 4 września 2010) dokonałem rewizji i przeglądy wszystkich kataklizmów na ziemi - zdałem sobie sprawę, że nadejdzie kolejne trzęsienie w Christchurch - i nadeszło.

I znowu Korygująca Inteligencja bardzo delikatnie potraktowała mieszkańców Christchurch - mogło zginąć tysiące - ale Bóg zrealizował trzęsienie 22 lutego 2011 o 12:51 - tj. w czasie lunchu - czyli czegoś w rodzaju przerwy obiadowej, gdzie ludzie wyszli z budynków na świeże powietrze lub byli w trakcie na lunch.

Do tego trzęsienie było bardzo, bardzo delikatne (chociaż 10 tys domów jest do wyburzenia i dziesiątki tysięcy ludzi się wyprowadziło). Czytając nowozelandzkie gazety nie jestem w stanie ocenić, czy nastąpi kolejne trzęsienie ziemi, ponieważ dane dopływające do mnie są dwuznaczne (część mieszkańców i politycy nadal zachowuje się tak samo - ale jednak w wielu przypadkach widać zaczynającą się zmianę na lepsze - zobaczymy co z tego wyjdzie po długich miesiącach i jakie relacje do Nas spłyną - z drugiej strony co oznaczają te wstrząsy wtórne, zobaczymy).

Dyskutuję powyższe na forach dyskusyjnych - niemal od razu wszyscy wyrzucają, że to bzdura - że to niemożliwe. Że nikt nic nie przewidział - bo dla nich przewidzieć, to powiedzieć z dokładnością do dnia. Reszta się nie liczy. Ludzie na siłę sobie wmawiają, że wszystkie trzęsienia oraz nasilające się katastrofy wynikają...z obecnie (1) lepszej obserwacji tych zjawisk (że niby dzisiaj w erze informacji, wszystko wiadomo, a dawniej ludzie nie zapisywali takich informacji w księgach) i z tego, że (2) liczba ludności jest większa - to dawniej było tyle samo tych zjawisk, tylko, że mała ilość ludzi zmniejszała liczbę obserwacji i ofiar. I to jest właśnie próba ucieczki przed prawdą. Na dodatek sprawę zaciemnia fakt, że Nowa Zelandia trzęsie się niemal bez przerwy a trzęsienia odczuwalne w NZ zdarzają się dziesiątki razy w roku.

Na naszych oczach realizowane jest biblijne powiedzenie "będą patrzeć, ale nie będą widzieć" - na dodatek 1 i 4 marca, 8-10 dni po ponownym trzęsieniu w Christchurch - ponownie zatrzęsły się przypominająco: Christchurch i Wellington (również bardzo silnie przedmieścia Petone, gdzie mieszka prof. Jan Pająk). Kilka trzęsień tydzień po trzęsieniu w Christchurch uderzyło właśnie w Upper Hutt (J.P. mieszka w Lower Hutt) jednak nie zanotowano żadnych zniszczeń, tylko w nocy około 02:19 obudziły przerażonych ludzi. Znowu 5 marca zarówno Christchurch trzęsienia wtórne i Wellington (tam gdzie mieszka prof. Pająk) - dosłownie tutaj Korygująca Inteligencja wręcz pokazuje "koncert" swojej potęgi - i po trzęsieniu ziemi w Chr., wstrząsa na przemian i stolicą i Christch.  Co to oznacza, pozostawiam do rozważenia Czytelnikom.

Nowe dane do 8 marca raczej są coraz bardziej niepokojące niż uspokajające: najzimniejsza noc ostatnich lat, azbestowe i pyłowe burze powstałe z pozostałości po gruzach Christchurch, ciągle wylewające się podtopienia i silne wstrząsy wtórne raczej nie nastrajają optymistycznie co do przyszłości Christchurch. Analiza różnic i podobieństw po-trzęsieniowych prawdopodobnie może dawać odpowiedź o przyszłość Christchurch.

Z mojego punktu widzenia to, że opisuję powyższe jest bardzo trudne - ponieważ ludzie chcą "tu i teraz" - oceniają pod wpływem chwili - jednak korygowanie poszczególnych intelektów zbiorowych ma swoją rozciągłość w czasie - kto będzie pamiętał o tych słowach za rok, dziesięć, pięćdziesiąt? One będą nadal aktualne, chociaż dzisiaj były i są dezawuowane i traktowane jak brednie (jednak, wystarczy, że zdarzy się powódź, trzęsienie czy inny kataklizm - wtedy nagle się wszyscy zastanawiają o co w tym chodzi, czy to aby tylko "matka natura"). Z punktu widzenia Boga nie ma znaczenia czas - swoje musi być zrealizowane i będzie.

Jestem spokojny: jak się zatrzęsą tyłki co poniektórym i na głowę zaczną się zwalać coraz częściej lawiny błota lub tsunami - wtedy nie będzie im tak do śmiechu - tylko jakie to ma dzisiaj znaczenie, skoro tego typu wydarzenia będą miały w bliżej nieokreślonej przyszłości - więc i tak będą do momentu ich wystąpienia ignorowane.

Czy jednak ludzie o tym kontemplują czy myślą nad tym? Czy Czytelnik myśli??? Powódź??? No, była w Polsce, w 2010 roku, aż 4 razy...ale nie u mnie, co mnie to obchodzi, czy państwo pomogło, czy nie pomogło powodzianom, co mnie obchodzi, czy są wały, poldery, uregulowane rzeki. Mnie nie zalało, to mi jest dobrze, mnie się nie zawaliło, to było gdzieś tam, daleko! Bo w telewizorze na wszystko się patrzy jak na kukiełki. Widziałem lawiny błota i osuwające się zbocza - ale to było w jakiejś odległej krainie - widziałem trzęsienie, ale u Nas nie będzie, widziałem tsunami, ale mieszkam w górach. Co mnie to wszystko obchodzi. Mam swój mały, ciasny światek, włączam tv i serdecznie wszystkim współczuję, ale potem leci mój ulubiony serial, w którym sztucznie wykreowany, piękny świat bardziej mi się podoba. Wszystko się wali wokół - ale najważniejsze, że mi jest dobrze. Mi. Mi. Mi. Tu i teraz.

Jakie dzisiaj znaczenie ma dawny pogląd, że Słońce kręci się wokół Ziemi? Żaden. Jakie znaczenie ma dzisiaj pogląd, że ziemia jest okrągła a nie płaska, jak wierzono? Jakie znaczenie ma dzisiaj całkiem niedawny, bo ponad 120-letni sprzeciw i niewiara, że pojazdy cięższe od powietrza mogą latać? Że niewidzialne fale umożliwiają komunikację natychmiastową z drugim końcem świata? Kompletnie żaden.

Sprzeciw niektórych przeciwko powyższym słowom ("korygującej inteligencji", która usuwa pasożytnicze społeczeństwa), bunt, który da się niemal usłyszeć - ma tylko znaczenie w postrzeganiu mnie, jako człowieka, bo "tu i teraz" jest dla Was ważniejsze, niż nieodległe "potem". Wasz sprzeciw i odbiór autora tych słów tylko poprzez pryzmat teraźniejszości nie ma kompletnie żadnego znaczenia dla przyszłości naszej cywilizacji - tak jak dzisiaj mamy głęboko gdzieś, że istniała cała kasta ludzi, którzy byli przeciwni prawdzie - dzisiaj nazywamy ich ignorantami, śmiesznymi ludkami, głupcami, zaściankiem intelektualnym - bo przecież  takie dla Nas oczywiste to, co Nas otacza i tworzy dzisiejszą teraźniejszość.

Ciekawe więc, jak Nas będą nazywać przyszłe pokolenia?