Na naszych oczach dzieje
i dokonuje się historia, a my jej nie widzimy - nie chcemy
jej zobaczyć.
Na długie miesiące przed pierwszym trzęsieniem
ziemi w Christchurch (czyt. "krajstczercz" - Kościół Chrystusa),
prof. dr inż. Jan Pająk zapowiedział jego wystąpienie (a ściślej nie
konkretnego kataklizmu - a upadku moralnego mieszkańców
Christchurch, który doprowadzi do jakiegoś kataklizmu).
Kiedy 4 września 2010 roku takie ostrzegające
trzęsienie miało miejsce - NIE wystarczyło to ludziom, aby pomału
zaczęli otwierać oczy - kpiono w żywe oczy, że żaden tam "nawiedzony
profesor od ufo" nie ma prawa niczego przewidzieć "bo oni w to nie
wierzą, nie ma dowodów, bo nie przewidział co do dnia, to co to za
przewidzenie".
W międzyczasie (po 4 września 2010) dokonałem
rewizji i przeglądy wszystkich
kataklizmów na ziemi - zdałem sobie sprawę, że nadejdzie kolejne
trzęsienie w Christchurch
- i nadeszło.
I znowu Korygująca Inteligencja bardzo delikatnie
potraktowała mieszkańców Christchurch - mogło zginąć tysiące - ale
Bóg zrealizował trzęsienie 22 lutego 2011 o 12:51 - tj. w czasie lunchu - czyli
czegoś w rodzaju przerwy obiadowej, gdzie ludzie wyszli z budynków
na świeże powietrze lub byli w trakcie na lunch.
Do tego trzęsienie było bardzo, bardzo delikatne
(chociaż 10 tys domów jest do wyburzenia i dziesiątki tysięcy ludzi
się wyprowadziło).
Czytając nowozelandzkie gazety nie jestem w stanie ocenić, czy
nastąpi kolejne trzęsienie ziemi, ponieważ dane dopływające do mnie
są dwuznaczne (część mieszkańców i politycy nadal zachowuje się tak
samo - ale jednak w wielu przypadkach widać zaczynającą się zmianę
na lepsze - zobaczymy co z tego wyjdzie po długich miesiącach i
jakie relacje do Nas spłyną - z drugiej strony co oznaczają te
wstrząsy wtórne, zobaczymy).
Dyskutuję
powyższe na forach dyskusyjnych - niemal od razu wszyscy wyrzucają,
że to bzdura - że to niemożliwe. Że nikt nic nie przewidział - bo
dla nich przewidzieć, to powiedzieć z dokładnością do dnia. Reszta
się nie liczy. Ludzie na siłę sobie wmawiają, że wszystkie
trzęsienia oraz nasilające się katastrofy wynikają...z obecnie
(1) lepszej obserwacji tych zjawisk (że niby dzisiaj w erze
informacji, wszystko wiadomo, a dawniej ludzie nie zapisywali takich
informacji w księgach) i z tego, że (2) liczba ludności jest
większa - to dawniej było tyle samo tych zjawisk, tylko, że mała
ilość ludzi zmniejszała liczbę obserwacji i ofiar. I to jest właśnie
próba ucieczki przed prawdą. Na dodatek sprawę zaciemnia fakt, że
Nowa Zelandia trzęsie się niemal bez przerwy a trzęsienia odczuwalne
w NZ zdarzają się dziesiątki razy w roku.
Na
naszych oczach realizowane jest biblijne powiedzenie "będą
patrzeć, ale nie będą widzieć" - na dodatek 1 i 4 marca, 8-10 dni
po ponownym trzęsieniu w Christchurch - ponownie zatrzęsły się przypominająco: Christchurch i Wellington (również bardzo silnie
przedmieścia Petone, gdzie mieszka prof. Jan Pająk). Kilka trzęsień
tydzień po trzęsieniu w Christchurch uderzyło właśnie w Upper Hutt (J.P.
mieszka w Lower Hutt) jednak nie zanotowano żadnych zniszczeń, tylko
w nocy około 02:19 obudziły przerażonych ludzi. Znowu 5 marca
zarówno Christchurch trzęsienia wtórne i Wellington (tam gdzie
mieszka prof. Pająk) - dosłownie tutaj Korygująca
Inteligencja wręcz pokazuje "koncert" swojej potęgi - i po
trzęsieniu ziemi w Chr., wstrząsa na przemian i stolicą i Christch.
Co to oznacza,
pozostawiam do rozważenia Czytelnikom.
Nowe
dane do 8 marca raczej są coraz bardziej niepokojące niż
uspokajające: najzimniejsza noc ostatnich lat, azbestowe i pyłowe
burze powstałe z pozostałości po gruzach Christchurch, ciągle
wylewające się podtopienia i silne wstrząsy wtórne raczej nie
nastrajają optymistycznie co do przyszłości Christchurch. Analiza
różnic i podobieństw po-trzęsieniowych prawdopodobnie może dawać
odpowiedź o przyszłość Christchurch.
Z
mojego punktu widzenia to, że opisuję powyższe jest bardzo trudne -
ponieważ ludzie chcą "tu i teraz" - oceniają pod wpływem chwili -
jednak korygowanie poszczególnych intelektów zbiorowych ma swoją
rozciągłość w czasie - kto będzie pamiętał o tych słowach za rok,
dziesięć, pięćdziesiąt? One będą nadal aktualne, chociaż dzisiaj
były i są dezawuowane i traktowane jak brednie (jednak, wystarczy,
że zdarzy się powódź, trzęsienie czy inny kataklizm - wtedy nagle
się wszyscy zastanawiają o co w tym chodzi, czy to aby tylko "matka
natura"). Z punktu widzenia Boga nie ma znaczenia czas - swoje musi
być zrealizowane i będzie.
Jestem spokojny: jak się zatrzęsą tyłki co
poniektórym i na głowę zaczną się zwalać coraz częściej lawiny błota
lub tsunami - wtedy nie będzie im tak do śmiechu - tylko jakie to ma
dzisiaj znaczenie, skoro tego typu wydarzenia będą miały w bliżej
nieokreślonej przyszłości - więc i tak będą do momentu ich
wystąpienia ignorowane.
Czy jednak ludzie
o tym kontemplują czy myślą nad tym? Czy Czytelnik myśli???
Powódź??? No, była w Polsce, w 2010 roku, aż 4 razy...ale nie u
mnie, co mnie to obchodzi, czy państwo pomogło, czy nie pomogło
powodzianom, co mnie obchodzi, czy są wały, poldery, uregulowane
rzeki. Mnie nie zalało, to mi jest dobrze, mnie się nie zawaliło, to
było gdzieś tam, daleko! Bo w telewizorze na wszystko się patrzy jak
na kukiełki. Widziałem lawiny błota i osuwające się zbocza - ale to
było w jakiejś odległej krainie - widziałem trzęsienie, ale u Nas
nie będzie, widziałem tsunami, ale mieszkam w górach. Co mnie to
wszystko obchodzi. Mam swój mały, ciasny światek, włączam tv i
serdecznie wszystkim współczuję, ale potem leci mój ulubiony serial,
w którym sztucznie wykreowany, piękny świat bardziej mi się podoba.
Wszystko się
wali wokół - ale najważniejsze, że mi jest dobrze. Mi. Mi. Mi.
Tu i teraz.
Jakie dzisiaj znaczenie ma dawny
pogląd, że Słońce kręci się wokół Ziemi? Żaden. Jakie znaczenie ma
dzisiaj pogląd, że ziemia jest okrągła a nie płaska, jak wierzono?
Jakie znaczenie ma dzisiaj całkiem niedawny, bo ponad 120-letni
sprzeciw i niewiara, że pojazdy cięższe od powietrza mogą latać? Że
niewidzialne fale umożliwiają komunikację natychmiastową z drugim
końcem świata? Kompletnie żaden.
Sprzeciw niektórych przeciwko powyższym słowom
("korygującej inteligencji", która usuwa pasożytnicze
społeczeństwa), bunt, który da się niemal usłyszeć - ma tylko
znaczenie w postrzeganiu mnie, jako człowieka, bo "tu i teraz" jest
dla Was ważniejsze, niż nieodległe "potem". Wasz sprzeciw i odbiór
autora tych słów tylko poprzez pryzmat teraźniejszości nie ma
kompletnie żadnego znaczenia dla przyszłości naszej cywilizacji -
tak jak dzisiaj mamy głęboko gdzieś, że istniała cała kasta ludzi,
którzy byli przeciwni prawdzie - dzisiaj nazywamy ich ignorantami,
śmiesznymi ludkami, głupcami, zaściankiem intelektualnym - bo
przecież takie dla Nas oczywiste to, co Nas otacza i tworzy
dzisiejszą teraźniejszość.
Ciekawe więc, jak Nas będą nazywać przyszłe
pokolenia?