Fenomen padających z nieba żab i ryb znany jest od co najmniej
stuleci - był utrwalany na obrazach i w kronikach.
Profesor Pająk w swoich monografiach również wspomina o tym
fenomenie. Dzisiaj możemy się przekonać o prawdziwości słów ludzi i
kronik.
Na Słowacji i Węgrzech mniej więcej w tym samym czasie nastąpiło to
samo zjawisko. Jednak, kiedy tylko dochodzą do głosu "eksperci" i
"naukowcy" oraz "racjonaliści" - którzy próbują wytłumaczyć to zjawisko
(notabene jest ono niewytłumaczalne na bazie dzisiejszej wiedzy) - w
takich momentach wypada się tylko uśmiechnąć, bo ręce już zdążyły opaść.
Najgorsze jest to - że olbrzymia część społeczeństwa bezgranicznie i
ślepo ufa takim "naukowcom" - a tandeta ich poglądów i wyjaśnień jest
jeszcze bardziej tandetna, niż naprędce sklecony kartonowy domek przez
Milicjantów na początku kultowego filmu S. Barei "Miś".
Najpierw więc cytat z tłumaczenia "ekspertów", skąd się owe żabki (i
rybki) biorą (trzymać się, będzie śmiesznie).
Według ekspertów, za fenomen spadających
z nieba zwierząt mogą
odpowiadać trąby wodne, czyli tworzące się na skutek silnego wiatru małe
trąby powietrzne przechodzące nad zbiornikami wodnymi. Są one w stanie wznieść
na dużą wysokość niewielkie przedmioty, rośliny lub zwierzęta, np. żaby,
pająki lub ryby, które podczas burzy opadają na ziemię.
Sądzi się też, że zwierzęta mogą być
przenoszone przez formujące się gęste i rozbudowane pionowo chmury deszczowe cumulonimbus, w których występują silne prądy wznoszące.
"Racjonaliści" mają często jedną wadę - wymyślają tak
piramidalne bzdury, że sami zaślepieni nienawiścią do zdania odmiennego
od swojego są wstanie wyprodukować i zaakceptować największą bzdurę.
Bełkot powyższego pokroju trudno jest znieść, ponieważ już pobieżna
logika przeciętnego człowieka jest w stanie wykazać rażące luki w ich
teorii. Do drugiej części wypowiedzi sugerującej rozbudowane i pionowe
chmury cumulonimbus, które swoimi prądami wstępującymi porywają żabki
odnosić się nie będę, ponieważ jest tak niedorzeczna, że właściwie
tłumaczenie, że miliard Chińczyków dmuchnęło jednocześnie i ów podmuch
porwał żabki byłby bardziej wiarygodny (jak wiadomo, prądy wstępujące są
w stanie unieść nawet duże ptaki na setki metrów w górę, ale tylko przy
odpowiednim ukształtowaniu, nagrzaniu i parowaniu lejkowato-doliniastego
terenu).
Po pierwsze: naukowcy nie wiedzą, czym są tornada - a
posługują się i podpierają nimi jak zbawieniem własnej ignorancji.
Polscy naukowcy z IMiGW oraz pozostali meteorolodzy również zakrzyknęli
tuż po tornadzie z 2008 roku, że mamy polską aleję tornad (bo że
polską
aleję głupoty - to wiemy od dawna) - i miały być teraz tornada za
tornadami - i nic. A nawet, powiem bezczelnie - w tym, czyli 2010 roku
tornad powinno być jedno za drugim - lepszych warunków do ich
zaistnienia (wg nauki) nie było - przecież katastrofalne upały i nagłe
zderzenia z wilgotnymi i zimnymi frontami - to idealne paliwo dla tornad
- a tu taki klops. Zresztą IMiGW trzaska blamaż za blamażem - chociaż
oczywiście upraszczanie różnych skomplikowanych mechanizmów i zależności
byłoby równie nieprofesjonalne co naukowcy owego instytutu (jak to bywa
w życiu, pewnie są również tam kompetentni naukowcy). Co ciekawe,
"przypadkowo" właśnie 08.08.2010 dowiedziałem się od znajomego, że jego
kolega jest meteorologiem i ostrzegał go, że teraz nasze tereny (czyli
tam gdzie pojawiało się tornado w Rusinowicach i Kalinie) mogą być
nawiedzane 3-5 razy rocznie. Przyznam, że ja sam obawiam się bardzo o
swój dom - ale na bazie czego ów "meteorolog" wyciągnął takie wnioski
nie wiem. Może ma kolegów w IMiGW (a kto z kim przestaje...).
Po drugie: tornado, które przeszło ledwie 4-6 km od mojego
domu, a które pokonało trasę ponad 80 km, przechodząc również nad
zbiornikami wodnymi i rzekami - nigdzie nie zostawiło po sobie małych,
zielonych, zadowolonych z siebie skaczących i cieszących się życiem
żabek, rybek - jedynie plastikowe rury z kanalizacji (jak przeszło nad
firmą produkującą takowe). Z tego, czego nauczyli mnie "naukowcy" to
małe, zielone z wyłupiastymi oczkami - to zielone ludziki z Marsa w
które wierzą tylko oszołomy. Czyli ja. Nie, że wierzę, że oszołom. Bo
wolę wiedzieć. Nigdzie więc owo potężne tornado nie zostawiło żabek ani
innych zwierząt - przelatujących w powietrzu łań, saren, danieli, dzików
też nie - a przecież statystycznie przechodząc przez tak ogromne połacie
lasu, mając szerokość ponad 1 km - powinno "coś się załapać" - prawda?
Po trzecie: nawet, gdyby chodziło o małej siły tornada, które
rzekomo zasysają ze zbiorników wodnych owe żabki - to czy nie powinny
zassać też mułu, patyków, kamieni, błota, piachu, drobnych
zanieczyszczeń, liści - i owe zanieczyszczenia też przecież powinny
razem z tymi żabkami osiadać symetrycznie i równomiernie. Nic takiego
nie było - żabki osiadały czysto, delikatnie, bez "pudła".
Po czwarte: No właśnie. Jak to możliwe, że nawet delikatne
tornado siły F1 (którego wir wewnętrzny pędzi z prędkością 150 km/h) nie
porozrywał tych rzekomo uniesionych przez wir żabek, nie pozabijał ich
rzucając o ziemię. Przecież powinny spadać z co najmniej kilkudziesięciu
- a najpewniej z kilkuset metrów wysokości (zassane wirem do góry i z
dużej wysokości upuszczone). Większość z nich powinna jednak mieć
obrażenia wewnętrzne lub zupełnie zginąć przy zderzeniu z ziemią. Po
wtóre ktoś takie tornado musiałby przecież spotkać jak upuszcza takie
żabki.
Po piąte: Jednakowa wielkość żabek. Proszę przyjrzeć się
filmowi i zobaczyć, że wszystkie żabki są identycznego wzrostu. Nawet
zakładając, że jedno tornado (oczywiście, że to nie tornado porwało
żabki, ale już uznajmy ten mizerny 'argument' i spróbujmy się nim
posługiwać) porwało żabki i nawet dość naciągany argument, że owe żabki
wylęgły się w jednym czasie (chociaż tak owszem jest, bo przecież skrzek
rozwija się niemal jednocześnie) - to żeby owe żabki były zgromadzone w
jednym punkcie w danym zbiorniku wodnym i żeby żadne mniejsze i większe
sztuki się nie "załapały" na karuzelę - coś mi nie pasuje. Po prostu
teoria ani kupy ani d... się nie trzyma.
Po szóste: Ilość żabek. Zawsze jakoś rybek i żabek jest
strasznie dużo - proszę zobaczyć jaki to jest ogrom tych żabek tylko
sfilmowanych. A kto wie ile dałoby się sfilmować, gdyby być na miejscu
całego zdarzenia. Świadkowie mówią o co najmniej tysiącach, jeśli nie
dziesiątkach tysięcy.
Kolejny cytat - tym razem świadka-kobiety deszczu żab
z Węgier:
- Bardzo się przestraszyłam, gdy
zobaczyłam, że w mój parasol zaczęły uderzać spadające z
nieba żaby - powiedziała portalowi mieszkanka Rakoczifalvy,
która doświadczyła nietypowego opadu.
Z tego wynika, że gdyby żaby spadały z chociażby 100 metrów,
musiałyby zmasakrować jej parasol, pozabijać się o asfalt, beton. Żaby
na filmie ze Słowacji wykazują, że nic im nie było.
Oto przykład pseudoracjonalizmu. Jak nie mamy teorii -
to się jakąś dorobi i pasuje. Byle to pole nie było zagospodarowane
przez żadne tam ufo, astrologie, zjawiska duchowe, religie czy Boga - bo
mogłoby wyjść na jaw, że jednak wszystkiego nie wiemy - albo co gorsza -
ludzie mogliby się dowiedzieć, jak ich ładujemy w bambuko - wtedy
mogliby Nas na taczkach wywieźć.