(artykuł ukazałby się wcześniej, około 15 marca 2011, ze względu
jednak na trzęsienie i tsunami w Japonii z 11 marca, postanowiłem
przesunąć jego publikację - trudno byłoby w obliczu katastrofy
publikować co prawda podziwiający japońską technologię artykuł, ale
jednak który niesie żartobliwe zabarwienie)
Cóż...moje ostatnie artykuły nie nastrajają
optymistycznie, ale przecież "show must go on" - są też marzenia i
fajne, energetyzujące rzeczy, które przychodzą każdego dnia.
Dzisiaj będzie o jednym z wielu marzeń, których nie
zrealizuję - ale co z tego! Może zarażę jakiegoś Czytelnika motorem, o
którym w Języku Śląskim mówi się "ajnfah byfyj".
Byfyj
po Japůňsku. Ale tak mówią złośliwcy. Są tacy, którzy kochają ten
najwspanialszy turystyczny motor na świecie.
Istnieją rzeczy na świecie, które wywołują skrajne emocje - od
nienawiści po bezgraniczną miłość. I albo to coś kochasz, albo
nienawidzisz, taki już ten świat.
Jednym z wielu marzeń, których ze względu na cenę
nie będzie mi dane zrealizować, jest Honda Goldwing 1800GL. Czyli jak to
godajům u Nos: Byfyj. Inni złośliwcy ;) mówią, że
to większy skuter ;). Że brakuje mu jeszcze tylko mikrofalówki,
telewizora i tostera.
A
chodzi przecież o najwygodniejszy, najbardziej
komfortowy motor turystyczny świata: legendarna Honda Goldwing 1800GL.
Nikt nie wyprodukował pod tym względem bardziej
komfortowej jednostki. I oczywiście: harleyowcy czy "chopperowcy" czy
ci, którzy jeżdżą na ścigaczach - mają zupełnie odmienną kulturę i
kierunek swojej wizji motoru. Jednak to jest motor do długich, liczonych
w setkach i tysiącach kilometrów wycieczek i urlopów. I chcę tutaj
zaznaczyć, że kultura harley-davidson jest mi równie bliska (chociaż też
oczywiście zapora cenowa uniemożliwi mi zakup takowego) i w żaden sposób
nie można porównać do siebie tych drastycznie odmiennych "kultur
podróżowania".
Kultura pracy niezwykle cichego silnika, jakość
podróżowania kierowcy i pasażera są najwyższe na świecie. Niestety wielu
użytkowników i fanów (i przeciwników) tego motoru kręci nosem, ponieważ od kilku lat
prawie w ogóle nie zmienił się wygląd motoru poza kosmetycznymi zmianami
- a sam motor wygląda "zbyt japońsko" - a za mało amerykańsko. Plotki
głosiły, że w wersji, która będzie dostępna już około maja 2011 (jest to
wersja 2012 Honda Goldwing GL1800) - ma być bardziej zamerykanizowana -
nadzieje okazały się płonne. Motor ma trochę więcej elektroniki i
"bajerów" - jednak o generalnej zmianie designu mowy nie ma. Zresztą ja
podejrzewam, że w Hondzie ze względu na koszty przeprojektowania i
przemodelowania na inny model starym japońskim zwyczajem (czyli
stopniowego ulepszania danego produktu) po prostu jeszcze lepiej
doszlifowano to, co było już i tak dobre.
Motor ma być wygodny na dłuuugie trasy, ma chronić
przed drobnym deszczem, wiatrem, chłodem i ma się jechać dobrze -
tymczasem zaprojektowanie takiego modelu od nowa moim zdaniem byłoby
niezwykle kosztowne i bardzo trudne, chociaż możliwe. Stąd też prosty
wniosek zarządu i działu marketingu - że, o ile w ogóle w Hondzie
rozważa się możliwość przeprojektowania, to odkłada się ten moment w
czasie. Jeśli wyniki sprzedaży dla Hondy są satysfakcjonujące - to po co
ładować pieniądze w projekt, który trzeba zaprojektować niemal od nowa?
Ci, który kręcą nosami w tej sprawie zrobiliby
dokładnie to samo co szefowie Hondy, będąc na ich miejscu.
Nie sposób nie zaznaczyć tutaj i negatywnego aspektu
motoryzacji japońskiej oraz ogólnoświatowego trendu polegającego na tym,
że do starego modelu dokłada się nowe opakowanie i trochę "bajerów" -
tak rodzi się nowy model. W stosunku do poprzedniej wersji z 2010 roku
zmieniło się bardzo niewiele - zaledwie dodano nową wersję GPS i obsługę
IPoda. To rażąco za mało, ponieważ za ten motor trzeba zapłacić minimum
100.000 złotych czyli tyle, ile za dobrej klasy samochód.
Knefle, wajchy, dinksy i geryjty :)
Motor ma ponad 50 różnych przełączników, pokręteł, etc.
Wszystkie sterują zaawansowanymi funkcjami motoru: podgrzewanymi
manetkami, nawiewami na nogi, radiem, zestawem głośnomówiącym,
podgrzewanymi siedzeniami i wszystkim, co tylko można spotkać w tym
pojeździe.
Sami spójrzcie na prezentację:
A co uon takygo mo?
A mo:). Dużo ma. Ma to, czego nie mają inne motory.
Niestety, ponieważ nie mam sam prawa jazdy na motor (co w młodości wcale
NIE przeszkadzało mi jeździć od motorynki poprzez WSK-i po
"emzety" 250...).
To motor turystyczny - w modelu 2012 kufry są
powiększone o 7 litrów w stosunku do poprzedniego modelu (2010) - co
daje łącznie 150 litrów - ale
dwie osoby, spokojnie zapakują się na tygodniowy wypad np. do Zamków nad
Loarą. Oczywiście, mając na myśli tutaj kobietę i mężczyznę, gdzie
kobieta zajmuje wszystkie 3 kufry swoimi klamotami, chłopakowi lub
mężowi pozostawiając miejsce na małą saszetkę ;).
Nisko położony środek ciężkości sprawia, że motor
prowadzi się bardzo dobrze (oczywiście to opinie użytkowników, nie moje)
- jednak poniżej około 30 km/h, daje się odczuć wagę ponad 400 kg
jednostki - i trzeba trochę nabrać wprawy w utrzymaniu równowagi. Motor
ma ABS (automatycznie rozdysponowuje siłą hamowania na przód i tył,
dlatego obojętnie czy zahamujemy hamulcem nożnym czy ręcznym) oraz
zaawansowane systemy hydrauliki zawieszenia, które zapobiegają "bujaniu"
motoru przy hamowaniu. Do podstawowego wyposażenia można dokupić, co w
motorach niespotykane - poduszkę powietrzną (airbag), która chroni
kierowcę przed zderzeniem, system ciśnienia ogumienia w standardzie,
bieg wsteczny i kilka innych przydatnych rzeczy.
Z elektroniki najważniejszy jest GPS, interkom, świetny
system audio (podobno nawet przy prędkości 150 km/h system daje radę),
centralny zamek (alarm) +zamki na kufry, podgrzewane siedzenia i
manetki, nawiewy na nogi kierowcy, opcjonalnie podłokietniki dla
pasażera.
A śmiejcie się z japońskiego byfyja - i tak lepszego nie
wymyślicie :). Śmiech to zdrowie. A śmiech na motocyklu za sto tysięcy z
drugą połówką po równych jak stół, choć krętych drogach Francji, Alp,
Italii - bezcenne. Dla mnie jednak wszystko to pozostanie w sferze
marzeń.