Co znajdą Pracodawcy na
mojej stronie o Marketingu/Menedżmencie?
1) Analizę najnowszych kampanii reklamowych
w mediach - owszem, to całkiem
subiektywna ocena i z pewnością wielu się nie zgodzi z moimi ocenami -
ale o to właśnie chodzi - aby poznali Państwo moją wizję, przemyśleli
ją, czy jest słuszna, czy ma podstawy, czy wręcz przeciwnie. Właściwie w
wypadku kampanii poszczególnych firm czy produktów nie będą to "analizy" a
kilka luźno sformatowanych zdań na temat konkretnej reklamy.
2) Analizy www i poszczególnych stron firm
mojego autorstwa - pomimo bardzo dobrej jakości wielu witryn
www - są jeszcze takie, które nie przystają do wizerunku XXI wieku,
które mają rażące błędy. Albo takie, które są "kompletnie zmaszczone" -
mówiąc językiem popularnym. Ktoś mógłby wyrazić pogląd, że i moja strona
pozostawia wiele do życzenia - tak, owszem - ale tylko z powodu braku
pieniędzy - profesjonalne witryny kosztują naprawdę niemało pieniędzy.
3) Kierunek bądź sposób w jakim powinni
pójść pracodawcy - oraz wielkie pomyłki właścicieli i ich
pobieżna analiza.
4) Wspomaganie przedsiębiorców w
podejmowaniu lepszych decyzji - o rozwoju pracowników, firmy,
etc.
5) Błędy w traktowaniu klienta -
które doświadczyłem na sobie i zasłyszane od znajomych.
Oraz wszystko, co wiąże się z marketingiem i funkcjonowaniem
przedsiębiorstw, to, co jest ważne!
Po wysłaniu ponad 600 C.V. i braku reakcji ze strony
potencjalnych pracodawców (99% pracodawców szuka pracowników
oddalonych od siedziby firmy najlepiej o parę kilometrów - a jeszcze
lepiej, gdyby mieszkać ściana-w-ścianę z firmą - niestety, ja mam o tyle
pecha, że mieszkam 25 km od Cz-wy, 30 km od T. Gór, 60 km od K-c - co
dla mnie NIE jest problemem, niestety dla pracodawców najwidoczniej tak)
podjąłem decyzję, że zacznę rozwijać dział Marketing i Praca - zarówno
dla pracodawców jak i pracowników. Niemal wszystko, co tutaj opisuję
(obserwacje, analizy) jest wynikiem moich
obserwacji i propozycji oraz mojej osobistej wizji tego, jak
powinien wyglądać, funkcjonować i co najważniejsze - ROZWIJAĆ się
Marketing i menedżment.
Niestety, z przykrością trzeba stwierdzić, że Polska jest naprawdę
pod tym względem nie zachwyca (mówię ogólnie, gdyż są firmy, które
faktycznie funkcjonują już w XXI wieku) - obserwując ogłoszenia i stan
faktyczny polskich przedsiębiorstw można z trwogą powiedzieć, że PRL i
Władysław Gomułka rządzi! Siermiężność, nerwowość i nie kompleksowość
podejmowania decyzji, dziadostwo i owijanie w ładny papierek tego, co w
środku brudne to nagminne cechy menedżerskich stanowisk pracy (i ich
szefów) (i znowu podkreślam: są firmy, które
naprawdę rządzą na styl prawdziwy, zachodni, przemyślany).
Jednak jest to jakieś mniej więcej 8-10% firm w kraju (tak, tylko
tyle!).
Pod spodem prezentuję Grzechy Główne Polskiego Pracodawcy!
Spróbujcie je, drodzy pracodawcy przemyśleć i ominąć je, w ten sposób
nie tylko wspomagacie siebie, ale i pracowników sprawiając, że
podnosicie standardy w kraju. Mamy już XXI wiek!!! A poglądy i sposób
działania polskich pracodawców w zastraszającej większości rodem z
minionej epoki. Na dodatek przyszedł kryzys ekonomiczny, więc nadal
popełnia się błędy, brnąc w nie.
WIEM, ŻE PODSTAWĄ DZIAŁANIA PRZEDSIĘBIORCY
JEST KASA!
I to jest pierwsza rzecz, którą należy
zmienić! |
Pieniądze rządzą wszędzie tak samo...ale czy aby na
pewno? Pieniądze tak - sposób do podejścia ich
zarabiania - oto różnica!
Pieniądze w nowoczesnej wizji marketingu NIE są celem
funkcjonowania przedsiębiorstwa! Pieniądze, mają być:
1. Skutkiem ubocznym
działalności a NIE jej celem!
2. Zdobyte moralnie,
niezachłannie - ale prężnie!
3. Ludzie, maszyny i
wiedza - to kapitał, a nie półśrodek - że niby banał?
Że to "wiemy"? Rzeczywistość pokazuje, że pracownicy są
traktowani, jak żywe maszynki do produkcji Mamony! ("bo inni
też tak robią", "bo to wymusza rynek")
4. Jeśli sądzisz, pracodawco, że powyższe
rady są banałem z punktu widzenia pracobiorcy,
przemyśl to.
Maszynka wyciskania ostatnich soków z
pracownika wytwarza wśród pracobiorców słuszne
wrażenie, że należy oszukiwać, kraść i robić "lewizny" u
pracodawcy, bo ten i tak z ciebie "wyssa" - kwadratura koła,
którą napędzają sami pracodawcy. Nie wszyscy NIE okradną
swojego pracodawcy, że będą lojalni, uczciwi - zamiast więc
rozwijać, szkolić i wkładać w pracowników pieniądze - Wy
robicie w 99% na odwrót: "nie dam - bo odejdzie wyszkolony
za moją kasę"
Nie odejdzie, bo
mądry pracodawca wie, że trzeba pracownikowi pokazać, że NIE
opłaca mu się odejść, że TU ma dobrze, że tu utrzyma rodzinę
i że jest ODPOWIEDZIALNY tak, jak właściciel za kondycję
firmy, w której pracuje.
Niestety - polskie prawo, które z prawem nie
ma nic wspólnego umożliwia wyzysk
pracownika - a ten później nabiera przekonania, że "i tak
wszyscy kradną" "zostanę znowu wykorzystany". Więc nie za
bardzo będę się starał. Przyczyny tej mentalności leżą
zarówno po stronie pracodawców, jak i pracowników - ale to
pracodawca ma narzędzia do rozpoczęcia zmiany myślenia -
pracownik to podchwyci. Ale polskimi przedsiębiorcami rządzi
STRACH, wyzysk i jak najszybsze "trzepanie kasiury" -
zamiast:
a) przyjemności prowadzenia swojej firmy
b) umożliwiania ludziom pracy
c) rozwijania swoich horyzontów działań
d) Bycia po prostu szczęśliwym człowiekiem
Bo ludzie chcą być, niestety, szczęśliwi
poprzez!
- posiadanie pieniędzy - bo wtedy jestem
szczęśliwy
- posiadanie samochodu i dóbr luksusowych
Ta droga ma prowadzi tylko do jednego:
pieniądze są środkiem do osiągania własnego rozwoju, nie zaś
jej głównym celem. Wszelkie dziedziny działania firmy
powinny być nieustannie balansowane (ekonomia, rozwój,
koszty).
A Grzechem Głównym
Polskich Pracodawców jest BRAK
kultury funkcjonowania przedsiębiorstwa!
Odczułem to na sobie setki razy i aż dziwię się, że mamy XXI
wiek, telefony, IPody, komputery i Internet - a zupełny brak
zrozumienia czym jest przedsiębiorczość NADAL chamstwo i
krótkowzroczność wiedzie prym w zachowaniu kultury
organizacyjnej wielu polskich firm.
|
ANALIZY MARKETINGOWE:
04 lipiec 2009 - Analiza
marketingowa klubu/disco
(PDF) Zamieszczam w formacie PDF
skróconą analizę disco-pubu faktycznie
istniejącego obiektu na terenie Górnego Śląska. Ponieważ ta analiza
odnosi się do konkretnego obiektu umiejscowionego w konkretnej
przestrzeni i warunkach rynkowych, pewne sformułowania nie będą aktualne
dla innych podobnych podmiotów. Jednak polecam przeczytanie poniższej
analizy wszystkim właścicielom klubów, disco, pubów - być może stanie
się ona pomocna przy analizie Państwa lokali. Analiza ta jest tylko
absolutnym wstępem do szczegółowego biznes-planu i raczej NIE odnosi się
do aglomeracji-metropolii, gdzie występują inne warunki rynkowe (np.
większa konkurencja, szersze/inne grono klientów).
Pobierz skróconą analizę marketingową klubu xxx PDF >>>
UWAGA! To jest analiza stworzona z myślą o
prostocie, sednie sprawy - nie zaś typu studenckiego, gdzie 3/4
wypracowania to tzw. "lanie wody" - czego uczy większość polskich
uczelni. To jest analiza dla pracodawcy i dla początkujących menedżerów
tej branży.
18 czerwiec 2009 - Analiza marketingowa
strony www firmy Xxxxx (nazwa niejawna, gdyż firma
istnieje faktycznie).
Pobierz analizę strony www firmy budowlanej (PDF)
>>>
==============================================
BŁĘDY WOBEC
KLIENTÓW
18 czerwiec 2009 - Wyobraźcie sobie
Państwo, że jestem wściekły
na firmę Orange,
która była moim do niedawna operatorem karty SIM, że
postanowiłem opisać, jak w XXI wieku francuska firma
Orange, która przejęła dawną firmę Idea potraktowała
mnie, swojego klienta od 2001 roku. Wydarzenie miało
miejsce na przełomie maja 2009.
23 marca miałem wypadek samochodowy. Doładowałem
sobie konto karty pre-paid 2 krotnie kwotą 5 złotych
- która jak się później dowiedziałem NIE przedłuża
ważności konta. Ostatni raz doładowałem konto około
listopada 2008 (niestety, brak pracy...) - od tego
czasu AŻ do czasu chamskiego i bezczelnego
potraktowania mnie jako klienta tej firmy odbierałem
telefony do samego końca. Budzę się w maju i
patrzę..."nieudana rejestracja karty SIM" -
pomyślałem, że to nieczyste styki, co się zdarzyło
wcześniej - niestety, firma Orange wyłączyła mi
kartę sim - mój numer telefonu, który trzymałem od
2001 roku. To był silny cios, bo wiele osób miało do
mnie numer. Zadzwoniłem uprzejmie do pracownika
Orange i pytam, dlaczego wyłączono mi kartę - Pani
zimnym i oschłym, olewającym tonem stwierdziła, że
karta nie była doładowywana (a te 2x 5 zł nie
przedłuża konta) i jest już nie do odzyskania. Mnie
zatkało. Bąknąłem tylko coś w rodzaju, że byłem
długoletnim klientem Orange, że NIE powiadomiono
mnie nawet na kilka dni przed anulowaniem mojej
karty, smsy, telefony mogłem odbierać do samego
końca - jednym słowem - Orange mnie zignorowała.
Pani nie miała w ogóle ochoty na dyskusję ani na
cień współczucia ("pana karta przepadła"). OK.
Nie muszę dodawać, że Orange straciła co najmniej
jednego klienta, kilkaset złotych rocznie zysku,
nigdy też nie wrócę tam, gdzie mnie potraktowano w
podobny sposób - ale też najprawdopodobniej kilka
moich znajomych przejdzie z Orange do innej firmy.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło -
zasięg Orange w mojej miejscowości jest tragiczny
więc nie ma sensu męczyć się z operatorem, który na
dodatek cię "olewa".
==============================================
KAMPANIE
REKLAMOWE - MEDIA.
W tym podpunkcie krótko podam subiektywne refleksje na temat kampanii
poszczególnych produktów/przedsiębiorstw znanych z reklam TV (i nie
tylko).
12.10.2009 - Reklama ING Bank Śląski
- jako Amerykanie uczący się od Polaków oszczędzania.
Dawno nie widziałem lepszego pomysłu. Mówię serio. Reklama bez
kompleksów, bardzo autentyczna, naturalna, wesoła, ale nie śmieszna (i
dobrze!), nowatorska. I co w tym nowatorskiego, ktoś powie? Grupa ludzi
zachwalająca polskie społeczeństwo. Po pierwsze - mało jest reklam,
które są autentyczne, szczere, przyjemne - a na dodatek gdzie Polska
może się czymś poszczycić. A tutaj M. Kondrat i aktorzy na ulicy (tak
stylizowana jest reklama) chwalą Polaków za oszczędzanie i zachęcają do
oszczędzania - w tle zaś gigantyczna świnka-skarbonka - reklama
jest taka...socrealistyczna, to znaczy monumentalna, kreskówkowa świnka,
same pozytywy pod adresem oszczędnych Polaków. Reklama w bardzo
przekonujący sposób zachęca do oszczędzania - a właśnie to jest
produktem tego spotu, tj. oszczędzanie na lokacie bankowej. Trudno jest
ocenić skuteczność (efektywność faktyczną) tego spotu - zapewne
specjaliści mają narzędzia do mierzenia ilościowego i wpływu reklamy na
klientów. Oczywiście, takim narzędziem jest też najprostsza
obserwacja od momentu emisji spotu - i tutaj pozostają
najbardziej adekwatne narzędzia: (1) obserwacja stanu kont klientów
- wzrost zakładanych kont czyli przyrost nowych klientów, (2) tempo
zwiększania się środków na kontach od momentu emisji oraz (3) decyzja
klientów o nie podejmowaniu środków z kont pod wpływem emisji - a
reklama zachęca moim zdaniem skutecznie aby odłożyć wyjmowanie pieniędzy
na później. Nie wiem, jaka będzie skuteczność tej reklamy, ale ci,
którzy ją tworzyli, mieli bardzo dobry pomysł. Mocna piątka i to z
plusem!
12.10.2009 Reklama Netii - T. Kot
jako Anatolij Kaszpirowski.
Oglądając kilka razy tę reklamę stwierdziłem, że mi się podoba.
Fajnie przemyślana, fajna charakteryzacja aktora. Potem jednak zadałem
sobie pytanie, które poddało w wątpliwość skuteczność tego spotu. Jaki
bowiem jest target, czyli klient docelowy, o którego walczy ta reklama?
Ilu ludzi pomiędzy 17-30 rokiem życia pamięta A. Kaszpirowskiego i te
jego hipnotyczne sesje? Owszem, dla ludzi 30+ (wzwyż) ta reklama jest
oczywista, śmieszna, przypominająca dawne czasy - jednak ja miałem wtedy
7-10 lat - dzisiejsza młodzież jest zupełnie inna - są urodzeni w innych
klimatach, atmosferze - Oni wiedzą, że był ktoś taki - ale nie czują
"tego czegoś" przy tej reklamie tak jak pokolenia szczególnie 35-wzyż.
To dla nich mentalnie jest ta reklama - tylko czy taki był target
twórców? Wątpliwe, należy pamiętać, że ludzie starsi doceniają
stabilizację, spokój - namawianie ich do kupna, nawet tak świetnym i
oczywistym motywem raczej mija się moim zdaniem z celem. Za pomysł i
realizację należy się czwórka z mocnym plusem (copywriterzy mieli pole
na jeszcze lepsze ulepszenie tekstu aktora, jeszcze śmieszniejszego,
ale, może się czepiam...) - za przeznaczenie reklamy dla klienta
docelowego - 3 z mocnym minusem. Prawdą jest, że nie wiem, czy moja
ocena targetu jest słuszna, być może to ja jestem w błędzie.
04.07.2009 - Reklama telefonii 36,6.
(puszczający "bąka" sportowiec).
Przebywając w grupie pewnych osób ktoś zwrócił mi uwagę na reklamę
operatora wirtualnego 36,6. Widziałem już wcześniej tę kampanię, więc
poruszenie tego tematu mnie zaciekawiło. Kampania składa się z co
najmniej 2 spotów reklamowych, z których w jednym chłopak siada
(uśmierca) jakiegoś chrząszcza, który po długiej batalii przebierając
odnóżami w końcu staje na "nogi". Druga reklama zaś to spot, w którym
snowboardzista wywołuje lawinę...puszczeniem bąka - w której wyraźnie
widać, że giną inni ludzie (wystająca ręka lub rękawiczka spod śniegu).
To właśnie ten spot wywołuje tyle emocji. Na 10 osób w grupie w rozmowie
uczestniczyło 6 osób (siebie wyłączam) i wszystkie 6 były negatywnie
nastawione do tej reklamy. Pół biedy z owym żuczkiem - ale reklama
oparta na wizerunku śmierci ludzi zakrapianej mocno czarnym, angielskim
humorem jest dość ryzykowna. Zwróciłem więc uwagę, że niby reklama jest
delikatnie mówiąc niesmaczna, ale emocjonalna i ludzie o niej mówią - że
właśnie o to chodziło jej twórcom - z niszowego operatora, który dla
mnie był przezroczysty, mdły, nijaki - dzięki tym reklamom stał się
"kimś" w świadomości ludzi. I możemy narzekać na tego typu szokujące
reklamy, ale niestety dzisiaj prawda jest taka, że aby się wybić na
rynku, należy w jakiś sposób zaszokować. 20 lat temu taka reklama
wywołałaby oburzenie społeczne - ale dzisiaj? Nie bądźmy hipokrytami
do kwadratu: sami prosiliśmy i sami jako cywilizacja zaakceptowaliśmy
coraz większą brutalność, przemoc, seks i wszelkie inne zjawiska jako
normę - więc w świetle tych naprawdę niektórych zjawisk bardzo
negatywnych taka reklama wydaje się źdźbłem w oku bliźniego, podczas nie
zauważania belki w oku swoim. Lepiej więc jeźdźmy po ulicach z głową a
nie jak bandyci, parkujmy samochody tak, aby nie blokować innych (jak
półmózgi), nie maltretujmy i nie gwałćmy swoich dzieci, jak to ma
miejsce coraz częściej (patologiczne konkubinaty pseudowolnościowe,
czyli nieodpowiedzialne), nie bądźmy zawistni na obczyźnie wobec
własnego narodu, jak to ma miejsce w Anglii, Niderlandach, Irlandii,
gdzie Polak-Polakowi wilkiem. Reklama 36,6 jest odbiciem społeczeństwa,
tymczasem wielu z Nas zastanawia się nad błahym problemem reklamy, a
największy problem tkwi w Nas. Reklama miała trafić i trafiła do młodych
ludzi (15-30 lat), nie oceniam jej moralności, a skuteczność. Cel nie
zawsze uświęca środki: ja wolałbym widzieć reklamę z innym poczuciem
"humoru", nastawioną na jakiś inny żart. Ale nie wybrzydzajmy, nie jest
źle. Co jest lepiej: zrobić reklamę czarnego humoru, czy faktycznie
fizycznie bić się przed szpitalem walcząc o trupa w trumnie, co się
zdarza w Polsce, kiedy dwie lub 3 konkurencyjne firmy (ich pracownicy)
dosłownie pozbawieni moralności bandyci (bo jak ich nazwać???!!) biją
się o to, kto przejmie trupa i zarobi pieniądze? Gdzie się podziewa
wtedy moralność Polaków? Nie bądźmy hipokrytami!
29.06.2009. Reklama
Coca-Coli
(stylizowana na Gremliny, futrzaki).
Wszyscy znamy ten napój. Oglądaliśmy już dziesiątki kampanii
reklamowych. Jednak najnowsza reklama napoju aptekarza zaskoczyła mnie.
Kiedy obejrzałem ją po raz pierwszy - zignorowałem, w ogóle nie
wiedziałem o co w niej chodzi. Dopiero po dokładnym jej obejrzeniu
stwierdziłem, że nic mi w tym spocie nie pasuje do reklamy tego
smacznego napoju. Mamy jakiegoś chłopaka, który wchodzi na górzystą
łączkę żywcem wyjętą z reklamy czekolady Milka.
Nagle otwiera ów młody człowiek pudło/kram - w pudle zaś futrzaste
stworki, na myśl przywodzący dość leciwy film "Gremliny", w którym
właśnie takie przyjemne miłe stworki po kontakcie z wodą stawały się
bardzo niebezpiecznymi. W pierwszych chwilach pomyślałem, że dalsza
część spotu będzie może reklamowała kolejną część tego filmu. Ale nie.
Owe futrzaki pojone sprytnym urządzeniem (mechanizmem tego kramu, do
którego podłączane są butelki z Coca-Colą) zaczynają wydawać dźwięki.
Nagle do owego kramu rozłożonego na górzystej łączce podbiegają inni
młodzi ludzie. Koniec spotu. Uważam pomysł z tym spotem za bardzo
nietrafiony. Konkrety:
- Łączka przywodzi na myśl reklamę Milki (lub serków puszystych
Almette).
- Gremliny/futrzaki nie są związane ani z Coca-Colą, ani kulturą,
lokalną modą. W Polsce NIE kojarzą się z niczym - jedynie jest miło na
nie popatrzeć. A reklama musi odciskać jakiś ślad. Owszem, ileż można
pokazywać plażę, słońce i spragnionych ludzi pijących Coca-Colę. Ale ów
klip/spot jest wstawiony w moment rynku, w którym ani żaden film, ani
bajka dla dzieci - ani też żadna chwilowa moda nie pozwalają widzowi
zlokalizować lub umiejscowić owe stworki.
- Nagle pojawiający się z nikąd przypadkowi ludzie. Żeby chociaż
były to osoby/rodziny z pikniku gdzieś opodal, można byłoby się dać
nabrać, że niby jakiś tam grajek ze swoją cudowną maszynką gra na
zielonym wzgórzu, a futrzaki napędzane smaczną Colą przyciągają
piknikowiczów. Reklama jest taka z typu: ni w pięć, ni w dziewięć.
Natomiast fajnym elementem jest maszynka, która wespół z futrzakami i
mechanizmami jest ciekawie skonstruowana. Ta reklama mnie nie przekonuje
do produktu Coca-Coli, chociaż wszyscy ją znamy i pijemy. Istnieją
reklamy zupełnie zafiksowane celowo, z rozmysłem. Chyba po prostu pomału
kończą się ludziom pomysły na reklamowanie produktów długo obecnych na
rynku.
24.06.2009. Reklama
PLAY (klient nie
płaci abonamentu 3 miesiące)
Generalnie reklamy operatorów sieci komórkowych są na dość wysokim
poziomie, ciekawe i wciągające. Jednak chyba jednemu z lepszych
operatorów Play przydarzyła się mała wpadka - zastanawiam się czy
reklama abonamentu darmowego przez 3 miesiące jest/będzie skuteczna.
Dzisiaj bowiem większość ludzi doskonale wie, że jeśli coś jest za darmo
- na pewno zostało to wliczone w koszty pozostałej części produktu, i
tak: jeśli masz darmowego pampersa - cena została rozłożona na
pozostałe, jeśli masz pół roku za darmo internet, pozostałe raty pokryją
zyski dostawcy z nawiązką. Oglądając tę reklamę Play pierwsze, co ciśnie
się człowiekowi na usta to: "eee tam, i tak resztę wliczą w koszty" -
potencjalny klient dzisiaj wie, że nie ma nic za darmo. Nawet, jeśli
faktycznie Play aż tak bardzo walczy o klienta, że faktycznie daje za
darmo 3 miesiące bez abonamentu - to ta reklama mnie nie przekonała. I
założę się, że 90% oglądających też. Takie numery przechodziły w latach
90-tych, gdzie społeczeństwo nie znało jeszcze marketingowych sztuczek
znanych dawno na Zachodzie - ale dzisiaj? Mam poważne wątpliwości. Nawet
hasło reklamowe mi się sformułowało: Play jest
OK. Proste i sprytne i pasuje do operatora. Szkoda, że mała "wtopa"
z reklamą... ;). Mamy XXI wiek i naprawdę dzisiaj niewielu daje złapać
haczyk "ileś tam za darmo". Klient już przed telewizorem skasuje daną
ofertę nawet nie sprawdzając, o co w niej chodzi.
22.06.2009. Reklama banku
WBK (z Danny'm de
Vito)
Świetnie dobrany aktor, świetnie zorganizowana koncepcja (projekt).
Projekt zakładał rozciągnięcie reklamy na poszczególne odcinki (co
jest o wiele bardziej korzystne od młócenie w kółko jednego spotu
reklamowego). Danny de Vito wprost idealnie pasuje, jako aktor
komediowy do tej roli. Jest naturalny, ma charakterystyczny, "cwaniaczkowaty"
wygląd - i ciągle zmieniane są kwestie wypowiadane przez Danny'ego. Raz
nie umie wypowiedzieć "milion trzysta trzydzieści trzy" potem coraz
wyższe kwoty - końcu kiedy zrezygnowany uczy się tekstu, znowu
ktoś zmienia mu na "dwa miliony". Wydawało mi się jednak, że tak dobry
aktor "przykryje" swoją postacią produkt główny - usługi banku WBK - na
szczęście koncept-menedżerowie nie położyli reklamy. Spot, w którym
Danny mówi, jest przerywany, podawane są szczegóły produktu, dopiero
później znowu wchodzi aktor. Wielki plus dla tego, kto wpadł na
Danny'ego de Vito - szczerze mówiąc, o wiele bardziej pasuje do tej roli
niż John Cleese użyty przez ten sam bank w poprzedniej reklamie - nawet
"my aunt is from Pcim" - w jego ustach brzmi nieco nachalnie, sztucznie
- Danny wywiązał się ze swojej roli bardzo dobrze, a jego "cwaniaczkowaty"
ale wywołujący mimowolny uśmiech wyraz twarzy dodaje reklamie smaku w
taki sposób, jak dobra kucharka dobrze operuje przyprawami w kuchni.
22.06.2009. Reklama
OC w
PZU.
Chyba nowi ubezpieczyciele (jak Link-4, Liberty Direct) zaczęli odnosić sukcesy na
polskim rynku ubezpieczeń samochodowych OC i odebrali PZU znaczną część
klientów, bo dosyć niemrawe kampanie reklamowe PZU zastąpiła dość
niezwykła i moim zdaniem skuteczna kampania na rzecz produktu OC
właśnie. Kampania składa się z bodajże 3 reklam, na których ludzie
przepraszają wszystkich, których "oszukali" lub "błędnie doradzili", aby
ich najbliżsi nie kupowali tego produktu w PZU, bo jest rzekomo za
drogi. I tak w jednym spocie widzimy nieco "świrniętego" domowego
grajka, który na styl YouTube przeprasza znajomego (spot jest
stylizowany właśnie na popularne wideo internetowe). Druga reklamówka,
dosyć śmieszna, gdzie nocny adorator przeprasza Kryśkę pod blokowym
balkonem, właśnie za to, że jej odradził OC w PZU. Trzecia, stylizowana
na zebranie ludzi mocno dotkniętych przez los, gdzie uzewnętrzniają się
przed innymi. I tak widzimy tutaj biadolącego mężczyznę, który "nie może
wytrzymać sytuacji", że odradził żonie powyższą usługę. Wszystkie spoty
cechuje ciekawość, śmieszność sytuacji - ale jednocześnie usługa
głównego produktu nie schodzi z głównego nurtu
spotów i mocno zapada w pamięć, stąd też jestem przekonany, że odniesie
ona sukces. Gratuluję doboru scen i pomysłu!
22.06.2009. Reklama Netii (P. Adamczyk, M.
Różdżka, T. Kot).
Netia wypuściła spot reklamowy z udziałem znanych polskich aktorów:
Piotra Adamczyka, Tomasza Kota, Magdaleny Różdżki. I nie waham się tego
powiedzieć, że ta kampania jest takim fajerwerkiem, który tylko mocno
błysnął, ale na krótko. Sądzę, że nie do końca przemyślano potencjał
osób/aktorów zatrudnionych na planie spotu - a już tragiczne wg mnie
było zrobienie spotu wyżej wymienionych, jako kłócących się polityków.
Ludzie w Polsce mają serdecznie dosyć kłótni, wyzwisk i
politycznego magla - wszystkim chce się wymiotować na widok polskich
programów politycznych, których co tydzień mamy wcale nie mało - w
prawie każdym z nich (oprócz "Antysalon" prowadzony przez R.
Ziemkiewicza) mamy wyzwiska, obłudę, krzyki - a Netia wykorzystała
świetnych aktorów jako kłócących się polityków w jednym ze spotów - duży
błąd! Kampania Netii z udziałem wyżej wymienionych jest sztuczna,
NIEMRAWA, ci ludzie siedzą w studio, ględzą o czymś, sztucznie się
uśmiechają - zapomniano o tym, że Piotr Adamczyk zagrał Jana Pawła II,
że Magda Różdżka zagrała Panią Komisarz, a Tomasz Kot bogatego
biznesmena w serialu Niania. Zapomniano, że ludzie kojarzą ich z ich
największych ról. Oczywiście nie należy szufladkować tych aktorów -
przecież gra to ich zawód - jednak wątpię, żeby tak ślamazarna i nudna
reklama - z takim potencjałem aktorskim odniosła sukces. Uważam, że
każdego z nich powinno się pokazać w jego prywatnym domu, na grillu, z
rodziną, w trakcie aktywnego wypoczynku - i nagle przychodzi zbawca:
Netia, która oferuje tani internet i kontakt ze światem.
Pokazywanie sytuacji życiowych, w których role
odgrywają znani aktorzy ma o wiele większy potencjał i
przebicie - niż zebranie ich do studio i wyuczenie ról - ludzie od razu
czują, że coś tu nie pasuje. Można było zrobić kilka koncepcji
przedstawienia tych aktorów: np. ich wszystkich pokazać oddzielnie,
którzy nagle korzystają z usług Netii i są zadowolonymi klientami, albo
skonstruować tak reklamę, że ci aktorzy rzekomo wcale by się nie znali
(przedstawić ich jako oddzielne osoby) - i że wszyscy wybierają właśnie
Netię. Co też nie powiedziane, że reklama jest do bani, ale sądzę, że co
najmniej 50% potencjału zostało zmarnotrawione - takie nazwiska, młodzi
ludzie (aktorzy) a ich role zostały niewykorzystane.
Pamiętają Państwo reklamę chipsów CHIO? Tam też są kłócący się
politycy - kiedy jednak na arenę wkraczają chipsy, pokazywani są z tej
drugiej strony. Cała kampania Chio jest w ten sposób skonstruowana -
jednak tam ma to swoje uzasadnienie i pewną ciągłość spotów - w reklamie
Netii sądzę, że jednak nie.
===============================================
GRZECHY
GŁÓWNE PRACODAWCÓW:
1. Brak kultury organizacyjnej
funkcjonowania przedsiębiorstw:
a) działy kadrowe dużych firm, szczególnie byłych państwowych
to jeszcze jednak głęboki PRL. Szefowie NIE wymuszają, nie proponują
nowych standardów obsługi potencjalnych pracowników - przyjmowanie do
pracy w takich firmach zwykle jest odbębnieniem formularza, bo i tak
wiadomo, że na to stanowisko jest ktoś z rodziny/znajomych, ale żeby "w
papierach grało" organizuje się fałszywe procesy rekrutacyjne, aby
ludzie na zewnątrz mieli przeświadczenie, że faktycznie wszystko odbyło
się zgodnie z prawem i logiką - życie jednak pokazuje swoje.
b) działy kadr w 90/100 firmach nie mają wpojonej kultury
odsyłania emaili z powiadomieniem/podziękowaniem! Rozumiem jeszcze owe
byłe molochy PRL-owskie, gdzie ludzie jeszcze nie przystosowali się do
zachodnich standardów. Ale tak samo funkcjonuje zaskakująca liczba
pośredników/agencji pracy. Chociaż akurat w tych wypadkach jednak owe
standardy są nieporównywalne, zastanawia lekceważenie potencjalnego
pracownika - bo lekceważenie człowieka to norma w polskich firmach -
niestety.
2. Ewidentne zrzynanie na portalach pracy od
innych!!!
TAK! To właśnie chodzi o te "standardy" i
absurdalne wymagania stawiane przez polskich
pracodawców: 20-latka, blondynka, z co najmniej
5-letnim stażem, 2 języki opanowane perfekt!
Przecież to czystej maści idiotyzm do kwadratu!
I te oraz inne idiotyzmy czytam codziennie w ofertach pracy na
portalach oferujących pracę. Jeszcze w miarę znośne są oferty agencji
pracy - jeśli natomiast oferta jest skonstruowana przez samą firmę - to
jest jedna wielka katastrofa. Poszukują np. zwykłego handlowca - ale
wymagania stawiane na stanowisko są absurdalne. Widać, że dana osoba je
po prostu przekopiowała Ctrl+C, w ogóle nie zastanawiając się nad
sensem.
3. Blokujecie swoje firmy poprzez zbyt wygórowane
żądania od pracowników!
Ręce opadają, kiedy widzę, jak firma X szuka pracownika na dane
stanowisko - szukają np. z bardzo dobrym angielskim i ogłoszenie "wisi"
ponad pół roku! Zamiast więc znaleźć pracownika z nieco gorszym
angielskim i doszkolić go w firmie a przez owe pół roku taki pracownik
dokładnie wie co ma robić i jaka jest jego rola w firmie.
Niestety - polscy pracodawcy są szokująco zabetonowani na wiedzę i
logikę. Szkoda im bowiem wydać na pracownika 2-4 tys. złotych - za to
szukają odpowiedniego przez długie miesiące.
Pracodawco! NIE bój się zainwestować w doszkolenie pracownika
sądząc, że ten krótko po wyszkoleniu odejdzie do innej firmy - są
klauzule w umowach, są inne sposoby zatrzymania pracownika. Czekając na
odpowiedniego kandydata tracisz mnóstwo pieniędzy i czasu - jeśli
kadry nie umieją znaleźć odpowiedniego pracownika -
zmień KADRY! Oczekujecie od pracowników
często zbyt wygórowanych wymagań na stanowiska, które ich nie
potrzebują. Po co handlowcowi perfekcyjny angielski, skoro obsługuje
rynek polski?!!! Po co umiejętność heblowania desek do rozwożenia bułek?
Takie absurdy czytam codziennie w kilku portalach! Fakt, że to się
pomału zmienia - jest to jednak zbyt wolno.
NIE szukaj specjalisty ds. marketingu w super-konkretnej dziedzinie -
bo marketing posiada swój ogólny rdzeń, który da się zastosować w każdej
dziedzinie, czy to w hurtowni stalą, czy w hurtowni z papierem
toaletowym, czy płytkami ceramicznymi. Owszem, pewne szczegóły się
zmieniają, ale jednym z celów marketingu jest poprawienie osiągów
sprzedaży. Drodzy Pracodawcy, jeśli jakiś cudotwórca-marketingowiec mówi
Wam, albo spodziewacie się po nim w ciągu 2-3 miesięcy wyraźnych wyników
- a dział Marketingu dopiero tworzycie, to albo jest oszustem, albo sami
siebie oszukujecie. Rozwinięcie działu Marketingu niemal od zera do
osiągnięcia efektów najczęściej zajmuje co najmniej ROK! Owszem, są
pewne dziedziny czy też niezwykle wybitni ludzie, którzy poprzez łut
szczęścia faktycznie umieją sprawić, że akurat dany produkt wstrzelił
się w rynek.
Marketing i handel to żmudna, codzienna,
mrówcza praca, setki pomyłek i wpadek, niewypałów i bubli
produktowych - które zdarzają się sztabom specjalistów, którzy biorą
"ciężkie" pieniądze za wypromowanie usługi lub produktu. Co roku wszyscy
mówią tylko o tych, którym się udało. Ale mało się mówi o tych, którzy
ponieśli klęskę! Ile biorą specjaliści w Microsoft za wypuszczenie
gniotu
Windows Vista, który teraz przerabiają naprędce na Windows 7? A w Sony,
za wypuszczenie niewypału PlayStation 3, który sprzedaje się słabo?
Takich błędów nie ustrzegli się najwięksi. Czy ponownie Microsoft za
konsolę X-Box 360 do której dopłaca? Gdzie są ci
specjaliści-menedżerowie, których zadaniem jest przewidywać - a wpędzili
i nakręcili spiralę dekoniunktury i krachu gospodarczego - a jeśli nawet
nie przyczynili się do pogłębienia kryzysu, to słabo reagują na
konieczne zmiany?!
Większość handlowców-marketingowców zarabia śmieszne pieniądze, a
oczekuje się od nich/nas cudów na poziomie co najmniej Jezusa.
Natomiast, nie wiem skąd, przedsiębiorcy mają wizję, że dział marketingu w ciągu
paru miesięcy postawi na nogi lub zwiększy obroty/zyski jakimiś cudami.
CUDA ZOSTAWMY CUDAKOM!
4. Nie dbacie o rozwój pracowników.
Niestety, wychowani w kraju przestraszonych ludzi,
oszukiwanych się niemal na każdym kroku (instytucje publiczne są
nieskuteczne, krzywdzące i ograniczające przedsiębiorczość), większość z
Was albo organizuje doszkalanie pracowników, które jest zbędne i
nieskuteczne (tylko po to, aby pracownicy myśleli, że się w nich
inwestuje) albo w ogóle żadnych szkoleń się nie przeprowadza. Wiem, że
coraz więcej firm zmienia ten wizerunek i faktycznie poszukują ludzi,
którzy mogą przekazać wiedzę swoim pracownikom - tempo zmian jest jednak
powolne.
Bardzo wiele z funkcjonowania przedsiębiorstw zasadza się na
(niestety) polskich wadach narodowych: nie zainwestuję, bo... - a te
"bo" to cała litania mniejszych lub większych strachów i wad w
funkcjonowaniu firm. To są istotne ograniczenia, które pracodawcy, sami
na siebie zakładacie. Bo pracować w dobrej firmie, znaczy pracować z
dalekowzrocznym przedsiębiorcą.
5. Mylicie ze sobą działy i nazewnictwo!
Marketing to NIE handel.
Tymczasem ogłoszenie w portalu: "Specjalista ds. marketingu" - a jego
zadania to: handel obwoźny i zbieranie faktur od klientów. Dział
marketingu zajmuje się PLANOWANIEM i wdrażaniem METOD
sprzedaży/produktów/usług - NIE ma on nic wspólnego z działem Handlowym.
Owszem, obydwa działy współistnieją równolegle, Handlowcy, zbierając
dane z terenu nakierowują lub podpowiadają działowi marketingu, że idą
nowe trendy, że należy zmienić strategię - najczęściej jednak Dział
Marketingu wie lub sam powinien wychwytywać nowe trendy.
Marketing ma być organem tworzącym, kreującym,
wspomagającym - a NIE wykonawczym. Łączenie tych dwóch
działów i mieszanie pracownikom pojęć oraz zadań pracowniczych niemal
zawsze kończy się katastrofą blokady pracownika i jakości pracy. Właśnie
o tym poniżej.
6. Za dużo. Za dużo. ZA DUŻO.
No tak - jeden z największych problemów polskich pracodawców: nałożyć
pracownikowi tonę obowiązków: najlepiej jakby być handlowcem,
marketingowcem, sekretarką i obsługą techniczną wszelkich urządzeń,
jakie się da. Pracodawco! Dajesz za dużo zadań na jednego człowieka,
który jest po prostu NIEEFEKTYWNY w wykonaniu kilku czynności prostych -
bo ma tysiąc innych obowiązków. To, o czym mówiłem wcześniej: za granicą
te same obowiązki wykonują 2-3 osoby w Polsce jedna. I to właśnie
dlatego nasz kraj tak ślamazarnie się rozwija. Bo tam większa ilość osób
ma pracę (opłacają podatki, kupują, konsumują = wpływy do państwa, które
się bogaci). Autentyczna rozmowa na hali produkcyjnej w Niderlandach,
szef dzwoni do drugiego i mówi: "przyślij mi 1 Polaka albo 4
Murzynów". Oczywiście, że niektóre stanowiska na Zachodzie są
obsadzone zbyt wielką ilością ludzi. Zaś w Polsce nie dość, że obarcza
się jedną osobę gigantyczną ilością zajęć, których NIE jest w stanie
wykonać (ani jednego dobrze) to na dodatek płace są na poziomie o wiele
niższym niż na Zachodzie (a wymagania do kwadratu). Co najmniej kilka
ofert w miesiącu, które przeglądam są wprost przerażające, ponieważ
lista zadań dla jednego pracownika spokojnie mogłaby objąć 2-3 ludzi. A
zdarzały się takie, którym nawet 4 ludzi nie dałoby rady sprostać. Otóż
spotkałem kilka tak skonstruowanych, że firma dosłownie poszukiwała
handlowca-oferenta-marketingowca-grafika komputerowego-perfekcyjnego
lingwistę angielskiego w jednej osobie.
7. Wyssać krew z pracownika - na śmietnik -
i nowego.
To znaczy: wycisnąć ostatnie soki z człowieka, wykręcić jak ścierkę,
a kiedy się wypali - zatrudnić nowego. Tak się robi w Polsce. Tyle, że
to metoda krótkowzroczna i przynosząca negatywne skutki (w postaci
pieniądza) dla pracodawcy i pracownika. Pracownik dobrze kierowany w
dynamicznej firmie - to pracownik efektywny. I co najważniejsze:
doświadczony. Nie wiem skąd taka logika pracodawców, że lepiej zatrudnić
20-letniego człowieka BEZ - niż 40 latka Z - doświadczeniem. Koszty i
długość czasu konieczna do przyuczenia i zdobycia doświadczenia po
prostu się nie opłaca. Sam pracowałem w przedsiębiorstwach, gdzie
pracowników zmieniało się kilku, kilkunastu na rok. I nie potrafiłem
wyjść z podziwu nad tym, kto uczył matematyki i ekonomii tych
przedsiębiorców. To się w olbrzymiej ilości firm po prostu nie opłaca.
A w Polsce im głupiej, tym lepiej. Im więcej się wody leje
szefowi i łga w żywe oczy - tym większe profity ma
dziobak.
DZIOBAK - Termin
wprowadzony przez mojego kolegę, który będąc sympatycznym, miłym, ale
nabijanym leniem w pracy stwierdził, że jak będzie szefowi "dziobał",
czyli przychlebiał się, podlizywał i broń Boże nigdy nie śmiesz
powiedzieć szefowi, że jego pomysł jest do bani, tylko zawsze
przyklaskiwać, to będziesz zawsze najlepiej opłacany i najłaskawiej
traktowany. Szkoda, że nigdy nie byłem "dziobakiem" - lepiej finansowo
by mi się to opłacało i pewnie spokojnie pracowałbym sobie inkasując
łatwy "szmal".
8. Kopiowanie i papugowanie.
Do Polski przyszła wraz z latami 90-tymi mania kopiowania bezmyślnego
Zachodu. Mamy teraz Walentynki, grillowanie, picie piwa (kultury picia
piwa nie było w Polsce - dopiero się rozwinęła w latach 90-tych) i setki
pomniejszych kalek i papug, łącznie z językiem i modą. To samo jest z
zachowaniami organizacyjnymi - często sztucznie kopiuje się wzorce
Zachodnie zapominając, że tam mieszkają INNI ludzie, wychowani w innej
kulturze społecznej. A najgorsze to, że często Polak kopiuje Polaka -
kopiuje się ogłoszenia o pracę, zachowania, sposób postępowania. Zamiast
wypracowywać swój, przenosi się wiele zbędnych rzeczy, które w jednej
firmie się sprawdzają w innej nie. To dobrze, że coś się przenosi -
niedobrze, że często bezmyślnie. Przykładem niech będzie trwający od
1995 roku do mniej więcej 2006 roku boom na wdrażanie ISO w firmach,
szczególnie ISO 9000:2000, który dotyczy NIE żadnej jakości, tylko
sposobu obiegu dokumentów w firmie i sposobu komunikowania się komórek
przedsiębiorstwa. A przedsiębiorcy uwierzyli w magię ISO, która w dużej
mierze jest tylko "picem na wodę", gdyż wmawiano im na BARDZO DROGICH
szkoleniach, że od razu "ruk-cuk" i jak będą mieli ISO to wszyscy będą
od nich kupować. Przedsiębiorcy płacili i płakali - oj, słone jest to
wprowadzanie ISO. Szczególnie tam, gdzie obserwowałem, że miało to
niezwykle niski wpływ na jakość produktów końcowych, jakość pracy w
firmie i przełożenie się to na sprzedaż. Zamiast więc wyłożyć te same
pieniądze na doszkolenie handlowców, marketingu - czy doposażenie działu
produkcji (lepsza jakość wyrobu) - przehuśtano miliony na
szkolenia. O ile bardziej cenna jest WIEDZA jak zdobywać klienta, jakie
są nowe trendy na rynku, jak sprzedawać więcej, ale tak, aby klient był
zadowolony, a nie ogołocony (ogołocony klient, którzy zorientował
się, że został zmanipulowany, nie tylko nie wraca, ale robi Nam wrogą
reklamę, czyli zmniejsza nasz potencjalny rynek).
|